Świat marzeń i prawdy

Rozbite lustro

To była późna zima, a może powoli już wiosna "pukała do drzwi". Zresztą ciągle pochmurnych, zimnych dni, nocy i tak przecież nikt nie odróżnia; przemykają kolejno niczym orzeł czy sokół po bezchmurnym niebie, nie pozostawiając po sobie śladu. A gdzieś w tej pajęczynie zwykłych dni jakiś mały, ciągle tlący się płomień czyjegoś istnienia, tylko swoim żarzącym się światłem dający znać światu o swoim istnieniu, bezustannie poszukujący choć odrobiony radości właśnie w tych "zwykłych, szarych dniach"...
Te poszukiwania ciągle ciągnęły go w nieznane. Tym razem także wyruszył szlakiem, który wyznaczył mu Bóg. Już przestał iść mu na przekór, dobrze wiedział że to nie była "jego droga" a może już po prostu był zmęczony tą codzienną walką z wiatrakami, z samym sobą, z własnym "ja" i zakorzenionymi tak dogłębnie zasadami??.......... Otworzył oczy jak zawsze z nadzieją, że właśnie tego dnia zrzuci z siebie ogrom tych wszystkich lat jego egzystencji, że to dzisiejszy wschód słońca sprowadzi na niego tak bardzo upragniony pokój, że już nigdy więcej nie będzie musiał błądzić sam, gonić za wspomnieniami pełen nienawiści..

Poranek jak zawsze przyniósł jedne z nielicznych słów jakie za dnia wypowiadał
- Dobry Panu!!
- aaaa dzień dobry
Nie wiedzieć czemu ta rutyna powtarzająca się każdego dnia zawsze potrafiła wprowadzić go w dobry humor... Taka mała, wielka rzecz. Jego sąsiad nigdy nie wiedział jak te 2 słowa dodawały mu siły by zmagać się z "szarością w sercu". Te 2 słowa związane z codziennością funkcjonowania bywały chyba najszczerszymi jakie wypowiadał

Także dziś nie liczył, że ta minuta za minutą biegnące w jakby maratonie przyniosą "ulgę"... Dlatego poszedł na dworzec i jak zawsze niewidzialny wsiadł do pociągu. Zajął miejsce jak zawsze gdzieś z boku, z dala od rzeczywistości, która nawet w metrach małego przedziału próbowała go objąć swoimi ramionami. Jak zwykle nic nie zauważał, cierpiał, nie chciał wyjeżdżać ale ktoś tego chciał, bo akurat nie napisał na jego drodze "SZCZĘŚCIA". Choć wokoło byli ludzie był sam, siedział zamknięty w sobie. W geście jakby autoobrony skrzyżował ręce i zamknął oczy... czekając aż pociąg zabierze go tam, gdzie nie sięga wzrok. Ciszę wokół niego tylko co jakiś czas przerywał dźwięk rysowanego raz po raz czyjegoś imienia na oszronionej szybie niczym jedynego wołania jego serca i cichutkiego westchnienia ducha tak bardzo uciemiężonego w tym niepozornym ciele....

Pomimo siarczystego mrozu wysiadł na stacji swojego przeznaczenia. Chociaż znał siebie, ludzi i otaczający go świat nie od dziś, to potrafił się zatrzymać, spojrzeć w górę takim dziwnym wzrokiem, jakby z żalem a zarazem niedowierzaniem i niezrozumieniem. Opuszczając wzrok podniósł w gorę dłoń jakby w geście tryumfu, ale on tylko pokazywał komuś, że jeszcze się nie poddał. Objął jeszcze wzrokiem długi peron, spoglądał na zmarzniętych, śpieszących się gdzieś ludzi, jego oczy jakby szukały kogoś/czegoś, ciągle z czymś niepogodzone.... Trwało to krótką chwilę, a może i długą. Dla niego to był moment, w którym uwalniały się utracone i zatarte przez czas uczucia....
Nagle poruszył się, zaczął iść coraz szybciej aż zniknął gdzieś w tłumie. Zniknął tak jak sobie wymarzył ale jego "kręta droga" znowu wyznaczyła mu tor. Kolejny raz musiał gonić ostatni szept, spojrzeć słońcu, ludziom w oczy.. Zadawał sobie wciąż to samo pytanie: `dlaczego dałeś tak niewiele czasu. Dlaczego stawiałeś mi codziennie schodki??!! ...
Wbiegł do autobusu. Już chciał być jak najszybciej w domu-w miejscu, w którym mógł być tak naprawdę sobą, gdzie każda łza przybliżała go do końca... Wielokrotnie rozmawiając ze sobą dochodził do wniosku, ba był raczej umocniony w swojej prawdzie o nienamacalności tego świata nad nim.

Pomimo tych samozapewnień jedna chwila potrafiła to zmienić. Jego wzrok przykuło dwoje ludzi siedzących gdzieś na samym początku. Z pozoru zwyczajni bohaterowie, bardziej niż zwyczajnego dnia, zatopieni w czymś, uniesieni przez coś, nieświadomi zupełnie że burzą, wręcz kruszą tak potężne mury takiej twierdzy, jaką stało się wnętrze tego chłopaka...

Wysiadł parę przystanków wcześniej... Dlaczego?? Do domu wbiegł ledwie dysząc, usiadł i zaczął pisać >>>>

Autor "Beztroski anioł - Ł.K" (27.01.2006)

Rafał © 3.04.2006